Konkretny-przyklad, TĘCZA
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Józef Kisielewicz
„Tęcza”, nr 9, Wrzesień 1934, str. 5-7.
KONKRETNY PRZYKŁAD
Od lat kilku, już teraz cała prasa uczciwa pisze o zwyrodnieniach wielkiego kapitału. O zmierzchu, końcu, bankructwie kapitalizmu mówi się jednak w ogólnikach i uproszczeniach tak, że te często powtarzane słowa i zwroty przestają mieć niemal w ogóle jakiekolwiek znaczenie. Zbyt często omawiana sprawa w jeden i ten sam niepogłębiony sposób staje się w końcu obiegowym komunałem, którym ludzie przestają się interesować.
W tym wypadku owo „prawo znużenia” pociąga za sobą wielką stratę dla życia społecznego, ponieważ fazy przeobrażania się ustroju kapitalistycznego, dążność do uzdrowienia, względnie jeszcze silniejsze schorzenia — są dziś tym przedmiotem, od którego w bardzo wielkiej mierze zależy lepsza przyszłość świata.
Największą wadą polemik około sprawy kapitalizmu jest operowanie argumentami abstrakcyjnymi, teoretycznymi, zamiast przeprowadzania badań i wyciągania wniosków z konkretnych przykładów, jakich dostarcza życie. Nie powinno się tedy opuścić okazji, jaką stwarza smutna sprawa żyrardowska. Jest ona jednym z tych przykładów, które dostarczają laboratoryjnego niemal materiału do badań nad zwyrodnieniami ustroju gospodarczo-społecznego naszych dni. Materiał tej wagi otrzymuje się nieczęsto. Czynniki, które ze schorzeń organizmu gospodarczego czerpią zyski i w tym celu schorzenia te podtrzymują — używają metod konspiracji, której, niestety, dość często pomaga niesumienność, oraz prawo zwyczajowe, dające sferom bogatym daleko większą bezkarność, aniżeli przestępcom małego kalibru.
Przedsiębiorcy żyrardowscy konspirowali swoje niecne machinacje przez lat dziesięć. Rozmiar przestępstw musiał wszakże być nie byle jakiej miary, skoro nie dało się ich nadal ukrywać, mimo pomocy i sukursu ze strony wpływowych osobistości — ropień pękł z niebywałym hukiem i skandalem. Raz wydostawszy się na światło dzienne i szpalty pism, sprawa żyrardowska zatacza coraz szersze kręgi. W interesie publicznym leży, aby wydobyć teraz na wierzch wszystkie aż do ostatniego szczegóły tej afery, aby je ocenić i sklasyfikować, a następnie na podstawie tego badania wyciągnąć wnioski ogólne — nie trzeba się bowiem łudzić, że Żyrardów jest wyjątkiem. Raczej przyjąć należy, że jest zjawiskiem częstszym, a przypadek tylko zrządził, że nie dało się go dalej konspirować.
Żyrardów od lat kilkudziesięciu był ośrodkiem przemysłu tekstylnego. Istniały tu olbrzymie fabryki, stanowiące własność niemieckiej rodziny Dittrichów. Byli to przedsiębiorcy dawnego, solidnego typu. W organizacji swych fabryk rządzili się sprawiedliwością i ludzkim stosunkiem w odnoszeniu się do robotników. Założono tu szkoły, ochronki, przytułki, wysłużeni robotnicy otrzymywali wystarczające emerytury, zakładano rozmaite fundacje, znane były wypadki przydzielania wybitnie uzdolnionym dzieciom robotniczym stypendiów. Po wojnie fabryki żyrardowskie przez kilka lat znajdowały się w rękach delegata rządu polskiego, który starał się je podnieść z upadku wojennego i nawiązywać do humanitarnej polityki społecznej poprzedników.
W roku 1923 wszedł do Żyrardowa kapitał francuski. Stworzono polsko-francuską spółkę, której konfiguracja przedstawiała się w ten sposób, że przeważająca ilość akcji znajdowała się w rękach kapitału francuskiego a raczej żydowskiego, polscy zaś akcjonariusze pozostawali w znikomej mniejszości i faktycznie byli tylko odczepnym dla opinii polskiej.
Byli jeszcze czymś innym. Parawanem dla międzynarodowych korsarzy finansowych, którzy rozpoczęli tu swą gospodarkę. O rodzaju i charakterze tej dziesięcioletniej działalności głównego właściciela Boussaca i jego pomocników nie tu miejsce pisać, wyliczenie najgłówniejszych tylko przestępstw zajęłoby zbyt wiele miejsca. Dla przykładu można wyliczyć tylko niektóre.
Boussac szedł na wyzysk. Pragnął wywozić z Polski jak największe pieniądze, a w dążeniu do tego celu, żaden środek nie wydał mu się zbyt haniebny. Zaczęło się od redukcji robotników i emerytur. Dalej poszły fundacje społeczne, wydatki na cele oświatowe, i społeczne. W dążeniu do potanienia siły roboczej chwytał się Boussac takich metod: przyjmował (w niezgodzie zresztą z odpowiednimi ustawami) uczniów, którzy musieli praktykować bezpłatnie po kilkanaście miesięcy, gdy zaś zbliżał się termin kończenia praktyki — za lada głupstwo wyrzucał terminatorów, aby na ich miejsce przyjąć siły bezpłatne. Gdy stary robotnik zbliżał się do terminu wysłużenia lat i gdy niebawem miał otrzymać emeryturę — za najdrobniejsze uchybienie wyrzucano go bez prawa do emerytury. Głośne były fakty, stwierdzające, że Boussac sprowadzał z Francji gotowe, przetwory tekstylne — w Żyrardowie przybijał tylko polską markę fabryczną i puszczał na rynek. W ten sposób powiększano bezrobocie w kraju i wywożono gotówkę zagranicę.
Ale najgorszy był nastrój, panujący w fabryce. W stosunku do robotników polskich zastosowano system nieludzkich szykan. Fabryka zatrudniała większą liczbę robotnic, ze względu na taniość sił kobiecych. W stosunku do pracownic stosowano nieprawdopodobny wyzysk. Nie tylko zresztą to. Przyjmowano wyłącznie osoby, które przechodziły aprobatę wymagającej i znającej się na urodzie kobiecej dyrekcji.
Miarą dokuczliwości dyrekcji niech będzie fakt zamknięcia ogrodu fabrycznego dla robotników, który od lat kilkudziesięciu służył im do wypoczynku po pracy. Szczegół to drobny i w porównaniu z innymi szykanami nieznaczny, charakteryzuje jednak w sposób dosadny nastawienie społeczne dyrekcji.
System szykan musiał zmorą położyć się na życie pracowników, skoro doprowadził do zabójstwa dyrektora zakładów żyrardowskich Koehlera przez jednego z urzędników, Blachowskiego. Blachowskiego skazano na więzienie, ale to co podczas rozprawy wyszło na światło dzienne, odsłoniło bezmiar ohydy w Żyrardowie. Wydawało się, że już wówczas sprawa spowoduje poprawę stosunków. Stało się no odwrót dopiero w dwa lata później, kiedy wykryto ponadto przestępstwa skarbowe i prawne.
Zarząd fabryki starał się jeszcze i teraz ratować status quo, powołując nową konfigurację władz, w których mniejszość polska, miała zagwarantowany wpływ rzekomo decydujący. Sprawy jednak nie dało się już dalej tuszować, mimo to, że dla zysków materialnych znalazły się w polskim świecie przemysłowym osoby, które pragnęły załagodzić sprawę drogą kompromisu. Wypadki potoczyły się teraz z lawinową szybkością. Znane są wszystkim z ostatnich wydań gazet codziennych: mocny artykuł b. min. Matuszewskiego w urzędowej „Gazecie Polskiej” p. t. „Parszywa umowa”, sąd partyjny nad sen. Dobieckim, aresztowanie dyrektorów Żyrardowa: Vermeerstcha i Caena, interwencja ambasadora Francji Laroche'a, oraz odpowiedź rządu polskiego.
Sprawa toczy się w przyspieszonym tempie dalej. Jeśli nie nastąpi jakiś nieprzewidziany zwrot, znajdzie swój słuszny epilog w wyroku skazującym. Jest rzeczą dla każdego oczywistą, że najprzykrzejszy moment w aferze żyrardowskiej stanowi to, iż było rzeczą możliwą tak długie ukrywanie nadużyć i bezprawia. Jedną z cech wielkiego przemysłu jest to właśnie, że umie znaleźć sposoby dla utrzymania swojej bezkarności. Sposoby te daje pieniądz. On to z jednej strony drogą spekulacji na ludzką chciwość zdobywa możnych protektorów, a z drugiej wiążąc w tysiączne zależności wiele czynników wewnątrz kraju utrudnia, czasem wręcz uniemożliwia, działanie sprawiedliwości. Jest to więc jawne sprzysiężenie pieniądza przeciw małym i bezbronnym, a wbrew prawu i słuszności.
Ten właśnie moment destrukcyjnej i służącej do pokrywania bezprawia siły pieniądza — jest najbardziej ujemną stroną t. zw. kapitalizmu, jako systemu polegającego na gromadzeniu większych skupień siły materialnej. Powstaje w ten sposób potęga o zupełnie swoistych celach i sposobach działania, które są sprzeczne z normami działania ludzkiego we wszystkich innych dziedzinach. Rozporządzając siłą i bezwzględnością kapitał depce te normy, depce etykę, moralność, uczucie litości i współczucia. Dlatego jest niemoralny. Zbyt długie nadużywanie swych zagarniętych prerogatyw — obróciło się przeciw niemu. Znękany człowiek domaga się uzdrowienia stosunków w dziedzinie produkcji ekonomicznej, która jest w rękach wielkiego kapitału. W chwili obecnej odbywa się ten wielki proces dziejowy.
Ujawnienie sprawy żyrardowskiej dokonało się w specjalnych okolicznościach, i dzięki specjalnemu zbiegowi faktów, których tu nie będziemy analizowali. Jakkolwiek bądź się to stało, cieszyć się należy, że wreszcie jeden z ropiejących wrzodów pękł, a życzyć sobie należy, aby już teraz sprawa została wyświetlona aż do ostatnich szczegółów, aby wymiar sprawiedliwości nie znał pobłażania.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]