Knapp Caroline - My dwudziestolatki, My dwudziestolatki, trzydziestolatki (NZ)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
CAROLINE KNAPP
ALICJI K.
ŻYCIOWY PORADNIK
BEZRADNIK
Przekład Irena Kołodziej
Prolog
Alicja K. (inicjał zmieniony) leży w łóżku i skręca się z niepokoju.
Bo widzicie, Alicja K. przeglądała właśnie najnowszy numer „Glamour" i natrafiła
na coś tak horrendalnego, tak potwornie żenującego, że włosy stanęły jej dęba.
O, to właśnie to. Tu, na tej stronie.
Kobieta. Młoda, trzydziestoparoletnia, wyglądająca na profesjonalistkę. Kobieta,
która wygląda dokładnie tak, jak Alicja K.
A na oczach kobieta ma taki czarny prostokącik, jakiego używają, kiedy chcą ukryć
czyjąś tożsamość.
- O Boże - mówi Alicja K. - Trafiłam do rubryki NIGDY w „Glamour"!
NIGDY w „Glamour". Jak to się mogło stać? Czy nie poświęciła większości swego
dorosłego życia staraniom, by uniknąć takiego właśnie kryzysu? Czy nie czytała
wszystkich magazynów, wszystkich książek typu Jak...? Czy z oceanu informacji
skierowanych do kobiet właśnie takich jak ona nie wchłonęła wszelkich
najdrobniejszych nawet szczegółów? Ależ tak! Dowiedziała się wszystkiego: jak się
ubierać, jak się zachowywać, jak odnieść sukces, jak zdobyć mężczyznę, jak być
asertywną, jak mieć szczupłe uda, jak utrzymać przy sobie mężczyznę, jak gotować,
sprzątać, przyozdabiać, jak się ubierać po odejściu mężczyzny, tak by wyglądało, że
stać nas na innego, jak... Jak to się mogło stać?
Alicja K. jeszcze raz patrzy na zdjęcie. Przygląda mu się to z tej, to z tamtej strony.
To ona, bez dwóch zdań. Te same ciemne włosy do ramion, skręcające się na
deszczu. Ta sama drobna sylwetka, te same nerwowe dłonie, te same kościste
kolana. Sto sześćdziesiąt pięć centymetrów fatalnie (najwyraźniej) ubranej Alicji K.,
ciśnięte na stronicę, żeby oglądał ją cały świat.
Patrzy na sąsiednie zdjęcie. Tuż obok Alicji K. (która ma na sobie legginsy, za dużą
czarną marynarkę i czarne pantofle na płaskim obcasie) znajduje się wysoka,
wiotka, pewna siebie blondynka, ubrana w legginsy, za dużą czarną marynarkę i
solidne czarne platformy.
Pod zdjęciem wiotkiej blondynki napisane jest: ZAWSZE bądź na czasie w szalonym
świecie współczesnego obuwia!
Pod zdjęciem Alicji K. napisane jest: NIGDY nie pozwól, żeby zeszłoroczne buty
zmieniły cię w dinozaura mody!
Alicja K. nie wierzy własnym oczom.
Dinozaur mody! Jestem dinozaurem mody!
Przewraca się w łóżku i cicho pojękuje. Może taki mój los? -myśli. Może przez całe
swoje dorosłe życie powoli i nieubłaganie zmierzałam ku kolumnie NIGDY w
„Glamour"? Bo widzicie, w głębi duszy Alicja K. zawsze czuła, że coś z nią jest nie
tak, że jest w jakiś sposób inna. Może sobie wyglądać jak każda inna młoda kobieta
swojej epoki: jest profesjonalistką (Alicja K. pracuje jako redaktor działu nowych
produktów w wytwornym magazynie zatytułowanym „Zielona Bogini. Magazyn
uświadomionej ekologicznie współczesnej kobiety"), jest atrakcyjna, wykształcona,
bystra. Pomimo to jakaś cząstka Alicji K. nigdy nie dowierzała temu wizerunkowi.
Jakaś jej cząstka zawsze patrzyła na zdjęcia kobiet w kolorowych magazynach,
takie jak to, pewnej siebie, wiotkiej blondynki w rubryce ZAWSZE, i myślała: „To
nie ja. To nie jest odbicie życia, którym ja żyję".
Leży w łóżku i zastanawia się nad tym.
Nieco wcześniej tego wieczoru, zanim Alicja K. zdała sobie sprawę, że została
NIGDY z „Glamour", przewaliła najnowszy quiz „Cosmo" pod tytułem: „Czy jesteś
demonem sex appealu?" (fragment na temat entuzjastycznych jęków opuściła).
W innym magazynie przeczytała artykuł zatytułowany: „Tak! Tak! Tak! I ty możesz
mieć orgazm pochwowy!" i uświadomiła sobie, że Nie! Nie! Nie! Nawet za milion lat!
W trzecim przebrnęła przez kawałek pod tytułem „Randka na jedną noc. Jak
sprawić, by wrócił zaśliniony do pasa", zawierający długi i szczegółowy opis, jak
obciągać laskę i jęczeć entuzjastycznie w tym samym czasie. Obraz ten wywołał u
Alicji K. odruch wymiotny (dosłownie) i ze wstydem odłożyła tekst.
To nie ja! To nie moje życie!
Godziny płyną i Alicja K. czuje wyraźny przypływ tęsknoty. Chciałaby móc przestać
czytać książki i teksty o pewnych siebie, wiotkich blondynkach, które idą przez
świat odważnie i z wigorem. Chciałaby móc przeczytać od czasu do czasu coś niecoś
o kobietach, które noszą pantofle na płaskim obcasie, a nie na platformach, które
mają szczątkowy sex appeal i które naprawdę nie lubią jęczeć, a mimo to czują się
dobrze same ze sobą. Chciałaby móc przeczytać coś niecoś - cokolwiek! - o kobietach,
z którymi mogłaby się utożsamiać.
I nagle w głowie Alicji K. pojawia się pomysł. Coś tak fantastycznego, że aż podrywa
się i siada w pościeli.
Wiem, myśli. Napiszę własną książkę!
Dorosłość
Jak być pseudodorosłą
Alicja K. (inicjał zmieniony) leży w łóżku i martwi się, że jako osoba dorosła jest
uosobieniem porażki. Znów jadłam na obiad płatki Wheaties, myśli. Dwie miski
płatków Wheaties. Jestem dorosłą kobietą, a siedzę w szlafroku na kanapie,
oglądam TV i jem Wheaties, jakbym miała sześć lat.
Oczywiście Alicja K. zdaje sobie sprawę, że nie jest to tak do końca złe. W tym, że po
całym dniu pracy człowiek wraca do domu i zasiada przed telewizorem z miską
płatków śniadaniowych na kolanach, może być coś krzepiącego. A mimo to sprawa
Wheaties ją trapi.
Człowiek dorosły, myśli, nie powinien się tak zachowywać. Człowiek dorosły po
przyjściu do domu powinien przygotować zdrowy obiad z ryby i jarzyn. Potem
człowiek dorosły powinien sprawdzić stan książeczki czekowej, opłacić rachunki,
wyczyścić zęby nicią dentystyczną i zapaść w twardy sen. Człowiek dorosły powinien
mieć wyraźne poczucie siebie samego jako jednostki odpowiedzialnej, samosterownej
i skutecznej.
Samosterowność? Skuteczność? To nie są słowa, których używa Alicja K., by
zdefiniować siebie samą.
Przeciwnie, Alicji K. często się wydaje, że jest siedemnastolatką uwięzioną w ciele
kobiety dorosłej. Wystraszoną, zagubioną młódką, która udaje, że jest dojrzała i
kompetentna, ale naprawdę ma wrażenie, że wszyscy wokół niej są coraz starsi i
mądrzejsi, a tylko ona wciąż tkwi w tym samym miejscu.
Jestem beznadziejna w sprawach pieniężnych, myśli. Nie radzę sobie z
samochodem. Jak ognia boję się wolnego czasu. I wciąż wożę pranie do matki. A
moja matka mieszka w innym stanie.
Godziny płyną i Alicja K. wpada w rozpacz. Myśli o swojej starszej siostrze, Beth K.,
która wyszła za mąż i mieszka w prawdziwym domu z prawdziwym mężem i
prawdziwym dzieckiem. Myśli o swojej najbliższej przyjaciółce, Ruth E., która zdaje
się iść przez świat śmiało, odważnie, z uśmiechem na ustach. Myśli
o wszystkich znanych jej ludziach, którzy zdają się zachowywać jak prawdziwi
dorośli, którzy jedzą dorosłe jedzenie, wykonują dorosłe zadania i stawiają sobie
dorosłe cele: małżeństwo, hipoteka, fundusz powierniczy.
Czy z Alicją K. jest coś nie tak? Czy jakiś gen sprawia, że nie może poczuć się jak
pełnoprawny członek społeczeństwa dorosłych? Od czasu do czasu w poszukiwaniu
odpowiedzi na to pytanie Alicja K. wertuje Podręcznik diagnostyczno-statystyczny
Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, ale w tej cholernej książce płatki
śniadaniowe nie zostały wymienione nawet w indeksie.
Naprawdę jednak to w rzadkich chwilach jasnego rozeznania Alicja K. doskonale
zdaje sobie sprawę, co jest nie tak. Alicja K. wie, gdzie tkwi źródło jej zmartwienia.
Wszystko przez Mary Tyler Moore.
Mary Tyler Moore. To jej wina. Pamiętacie Mary i jej efektowne mieszkanie w tym
miłym domu w Minneapolis? Pamiętacie sympatyczną Mary, fantastyczną
zawartość jej szafy i wysmakowane wnętrze?
Kiedy Alicja K. była nastolatką podatną na wpływy, szukającą wzorów dziewczyną z
przedmieścia, wiele sobotnich wieczorów spędziła na oglądaniu, jak dziarska Mary
definiuje nowoczesną kobiecość. Jej obraz został wypalony niby żelazem w umyśle
Alicji K.
To łatwe, mówiła Mary. To świetna zabawa. Trzeba po prostu mieszkać w
przyjemnym mieszkaniu, w bezpiecznej okolicy, mieć szafę pełną ciuchów i z tuzin
par porządnych pantofli, pracować z ludźmi, którzy cię szanują i podziwiają, mieć
fajną przyjaciółkę i dziarski uśmiech, a żeby udowodnić, że wszystko gra, przezna-
czyć trochę czasu na podrzucanie z radości zimowej czapki aż do nieba.
Szczerze mówiąc, Alicja K. nigdy nie zastosowała się do tej rady z czapką, niemniej
starała się ze wszystkich sił naśladować Mary na innych frontach. Po skończeniu
college'u przeprowadziła się do centrum. Znalazła sobie niebrzydkie jednopokojowe
mieszkanie, nawiązała przyjaźń z Ruth E., a nawet została dziennikarką.
Pomimo to Alicja K. naprawdę wcale się nie zmieniła. Nigdy się nie zdarzyło, by, tak
jak się spodziewała w głębi serca, przebudziła się któregoś ranka i zobaczyła w
łazienkowym lustrze właściwy obraz: zadowolonej, pewnej siebie profesjonalistki,
która ma fascynujące życie oraz tryskającą energią i optymizmem osobowość.
Dlaczego? - kombinuje, przewracając się w łóżku. Gdzie popełniłam błąd?
I nieuchronnie w jej głowie pojawia się słowo „mężczyźni". Mężczyźni.
Alicja K. ma okropną, nieuleczalną skłonność, żeby wszystkie swoje niepokoje
przenosić na mężczyzn, żeby nieustannie martwić się o sprawy sercowe, żeby
stawiać znak równości między dorosłym, uporządkowanym życiem a partnerstwem.
Prawdziwa kobieta ma prawdziwego mężczyznę, tak czy nie? Ludzie dorośli żyją w
parach. Alicja K. nic na to nie może poradzić. Na jakimś poziomie zdaje sobie
sprawę, że dopóki nie spojrzy na nią z lustra zadowolona, pewna siebie,
upartnerowiona kobieta, nigdy nie poczuje się jak w pełni uformowana osoba
dorosła.
A jednak... A jednak... Alicja K. zdaje sobie również sprawę z czegoś innego - że za tą
tęsknotą do idealnego romansu kryje się bezsensowna mrzonka: pragnienie, by ją
ktoś uratował. Przekonanie - zakorzenione w niej od czasów, gdy była podlotkiem, i
odporne nawet na obraz dziarskiej, niezależnej Mary Tyler Moore - że rozwiązanie
wszelkich życiowych problemów sprowadza się do tych paru liter: Miłość.
Alicja K. wie, że to nieprawda. Nieprawda! Czasami miałaby chęć krzyczeć o tym z
dachu, tak gorąco pragnie w to uwierzyć.
Bo widzicie, w głębi serca Alicja K. rozumie, że dorastanie to nieustanna walka,
złożony proces zmian, zawirowań, pokonywania przeszkód, który w miarę jak
przybywa nam lat, coraz bardziej się komplikuje, a nie upraszcza. I pomimo tej
tęsknoty za więzią, tej okresowej desperacji, Alicja K. jest dostatecznie mądra, by
zdawać sobie sprawę, czym ona jest naprawdę: pragnieniem, żeby
ominąć bokiem walkę, zafundować sobie życiowy bypass, natrafić na zakopany pod
jabłonią garnek pełen złotych monet. Garnek w spodniach.
Alicja K. często rozmawia o tym z Ruth E.
- Nie wiem nawet, czy w ogóle chcę wyjść za mąż - mawia. -Nie jestem pewna, czy to
w ogóle jest jakieś rozwiązanie.
Ruth E. z powagą kiwa głową.
- Tak... Chodzi oto, żeby móc osobie powiedzieć „gotowe", prawda?
No właśnie, gotowe. Jak w przypadku dobrze przyrządzonej pieczeni. Skończony
produkt - osoba, która przekroczyła etap życiowych walk, znalazła trwale
zadowolenie i wewnętrzny spokój. Alicja K. nie czuje, by mogła o sobie powiedzieć
„gotowe". W głębi serca może pielęgnować obraz tego, czym będzie w wieku trzy-
dziestu pięciu czy trzydziestu ośmiu lat (mąż, dziecko, dom, praca, gotowość), ale
kiedy na serio przymierza się do tej rzeczywistości, czuje raczej zamęt i lęk niż
nadzieję.
Ale ja nie jestem dostatecznie pewna, kim jestem, żeby wychodzić za mąż!
Ale ja nie jestem dostatecznie dojrzała, żeby wychowywać dzieci!
Ale ja nie jestem dostatecznie odpowiedzialna, żeby mieć na własność dom!
Ale ja jeszcze nie jestem gotowa!
Godziny płyną i Alicja K. zaczyna rozpaczać. Jestem pseudo-dorosła, myśli.
Trzydziestotrzyletni falsyfikat.
Mimo to pozwala sobie spojrzeć na rzecz w szerszej perspektywie. Być może taki po
prostu jest świat, myśli. Człowiek spodziewa się, że wyjdzie mu tak, a wychodzi
całkiem inaczej.
Próbuje się pocieszyć tą myślą. Być może, dorosłość to mrzonka? Coś ulotnego? Stan
umysłu, który przypływa i odpływa jak każdy inny nastrój? Być może, tacy ludzie
jak Beth K. czy Ruth E. też mają momenty, kiedy czują się jak bezradne dzieci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]