Kloé Karmentel - Internat Lady Balmore, Ebooki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rozdział I
Aleksandra z uznaniem przyglądała się swemu odbiciu w lustrze, które zajmowało prawie całą ścianę
naprzeciw łóżka. Długa obcisła suknia z cienkiego czarnego dżerseju doskonale uwydatniała jej wdzięki -
płaski brzuch, piersi i krągłe, wysoko ustawione pośladki. Mając lat czterdzieści, wyglądała najwyżej na
trzydzieści. Pochyliła się nieco do przodu i przyjrzała dokładnie twarzy. Ani jednej zmarszczki na gładkiej
matowej skórze. Długie czarne włosy, sczesane do tyłu i zebrane nisko w węzeł, przydawały jej nieco
surowości, niezbędnej do uwydatnienia ogromnych błękitnych oczu o metalicznym poblasku oraz do
nadania ostrości spojrzeniu. "Jestem wspaniała - pomyślała - wspaniała, piękna ladacznica". Uniosła
lekko suknię, żeby spojrzeć na swe ponętne nogi, których smukłość podkreślały czarne pończochy i
czarne czółenka o bardzo wysokich obcasach. Nieco wyżej pysznił się niczym nie osłonięty czarny trójkąt
jej łona... Jęknęła na wspomnienie czegoś rozkosznego, chciała się sobie przyjrzeć dokładniej, ale nie
było już na to czasu. Za parę minut będzie tu doktor. Ścisnęła kolana i jeszcze raz jęknęła, z trudem
powstrzymując ogromną chęć dotknięcia swojej szparki. Była na pewno wilgotna. Cóż, popieści się po
wizycie tego bęcwała, który - niestety - był jej teraz potrzebny.
Będzie się onanizować długo, szaleńczo, aż serce zabije jej gwałtownie, a brzuch aż do bólu wypełni żar.
Wygładziła spódniczkę i aby nie ulec pokusie, wybiegła z pokoju.
Doktor Hashley czekał już na nią w salonie. Na jej widok wstał, kłaniając się głęboko. Z wielką odrazą
podała mu rękę, którą ucałował. Mimo swych sześćdziesięciu lat, doktor był jeszcze bardzo pociągającym
mężczyzną, ale w Aleksandrze wzbudzał niesmak i odrazę. Przede wszystkim dlatego, że był dość
lubieżny - ustawicznie poruszał rękami, a jego wargi i oczy zawsze były wilgotne. No i był mężczyzną.
A Aleksandra nie lubiła mężczyzn. Była zdecydowaną lesbijką i stuprocentową dziewicą. Doktor Hashley
w najskrytszych swych marzeniach gwałcił ją tysiące razy, dobierał się do jej intymności, rozrywał i
upokarzał w niegodziwy sposób, oddając ją na użytek brutali, a także zwierzętom na pożarcie... Ale doktor
Hashley nigdy nie dotknął więcej niż czubka jej palców. Wiedział, że za najmniejszy gest zostanie
natychmiast odrzucony z gwałtownością, którą dobrze już znał.
Po przedwczesnej śmierci rodziców Aleksandry, lorda i lady Balmore, został jej prawnym opiekunem.
Poznał też dokładnie jej charakter, niewolny od najgorszych cech, jakimi może obdarzyć człowieka natura.
Homoseksualizm, perwersja, sadyzm, radość z upokarzania innych. A fortuna, którą odziedziczyła,
pozwalała jej znęcać się nad ludźmi zależnymi od niej.
Przed laty doktor przyłapał małą Aleksandrę, jakmaltretowała córeczkę swej hinduskiej mamki. Długą
wierzbową witką drażniła bez opamiętania uda i łono dziewczynki. Sterroryzowana Mali cichutko płakała.
Aleksandra kazała jej rozszerzyć nogi i dalej chłostała delikatne ciało. Doktor Hashley, zafascynowany,
stał patrząc na spektakl, który powinien był natychmiast przerwać. I w tym momencie dostrzegła go
Aleksandra. Nieco skonfundowana, dalej drażniła małą. Z oczyma wlepionymi w doktora zgwałciła
dziewczynkę, aż ta zaczęła błagać o litość. Aleksandra odrzucili gałąź, pochyliła się nad swą ofiarą,
delikatnie i długo liżąc zranione wnętrze. Doktor uciekł. Ale było już za późno. Odtąd stał się wspólnikiem
Aleksandry. A nawet więcej: z biegiem czasu został jej kornym niewolnikiem z wyboru, ale również z
konieczności. Młoda wówczas lady Balmore byli bogata, bardzo bogata.
A on był lekarzyną, nie douczonym dyletantem. Przychylność dla fantazji pupilki zapewniała mu książęcy
tryb życia, co ogromnie odpowiadało jego lubieżnej naturze. Aleksandra bardzo często wykorzystywała tę
sytuację. 1 dziś również miała to uczynić.
- Mam pewien pomysł - powiedziała do doktora. - Na pierwszy rzut oka wydaje się to niemożliwe, ale przy
odrobinie sprytu i dzięki dużej sumie pieniędzy musi się udać. Otóż mam ochotę otworzyć pensję, rodzaj
małego internatu dla kilku panienek z dobrych domów. Muszą to być takie dziewczęta, które usunięto ze
szkół ze względu na lenistwo lub niezdyscyplinowanie. Wie pan, o co mi chodzi?
Osóbki, z którymi już nikt ---- ani rodzice, ani wychowawcy nie wiedzą, co robić. Dziewczęta, których
rodzice, bogaci i snobistyczni, chcą się jak najszybciej pozbyć, by nie dopuścić do jakiegoś skandalu... Co
pan o tym myśli?
- To świetny pomysł, ale to wymaga dużo zaświadczeń, zezwoleń, znalezienia odpowiednich profesorów.
O dobrych wychowawców teraz bardzo trudno...
- A to już pana problem! Oddał pan pewnym ludziom różne usługi ----- czas ich teraz poprosić o rewanż. I
niech pan zdobywa te wszystkie potrzebne papierki. Proszę również zająć się znalezieniem profesorów.
Mogą być nawet ci z wilczym biletem, których już nie chce oświata. Będą zachwyceni pracą w prywatnej
instytucji. Ja zajmę się resztą --- służbą, przebudową. Mam już pomysł na specjalną salę kar, co by
dzisiejsi pedagodzy zapewne potępili. Moje wychowanki będą z niej korzystać dla własnego dobra.
Pomyślałam także o ich mundurkach. Genialne! Wkrótce zobaczy je pan.
- To jednak trochę zwariowany pomysł - próbował bez większego przekonania protestować doktor - i
niebezpieczny. Dobrze rozumiem, do czego pani zmierza, ale dzisiejsze dziewczyny nie pozwolą tak łatwo
sobą manipulować. Poskarżą się rodzicom, policji, wreszcie będą próbowały ucieczki...
- Nie pozwolimy im na to. O to proszę się nie martwić. Zresztą, gdy się ma pieniądze, to wszystko można
załatwić. Nawet wyciszenie najgorszego skandalu. Jestem przekonana, że moje przyszłe wychowanki
będą zadowolone z życia, jakie je tu czeka. Nowoczesne dziewczyny są dużo głupsze, niż pan
przypuszcza. Ciekawe, może nawet będzie mi sprawiało przyjemność odbieranie im cnoty? Nie, doprawdy
nie widzę poważniejszych problemów.
W dwa miesiące później placówka lady Balmore otworzyła oficjalnie swe podwoje. Pałac, zagubiony w
szkockich wrzosowiskach, był gotów na przyjęcie młodych gniewnych dziewcząt, które lady Aleksandra
Balmore miała zamiar utemperować. Było ich na razie cztery, miały po szesnaście, siedemnaście lat, były
rozkapryszone, dość bogate i dość puste. Pomimo dużych pieniędzy ich rodziców żaden z college'ów w
Anglii ani za granicą nie chciał ich przyjąć. Aleksandra miała rację. Kiedy tylko ogłosiła nabór do swej
placówki, rodzice pospieszyli zapisać swoje nastolatki, nie pytając w ogóle o rodzaj szkoły, nie dyskutując
o czesnym, bardzo zresztą wysokim. Byli zachwyceni, że zdjęto z ich ramion brzemię odpowiedzialności,
a lady Balmore wydawała im się godna zaufania. Ideą zakładu było życie bardzo surowe, ale skuteczne
wychowawczo - żadnych wizyt, żadnych wyjść bez zezwolenia pani dyrektorki, tak długo, póki nie będzie
ona zupełnie zadowolona ze swoich pensjonarek.
Warunki były rzeczywiście bardzo ostre, ale rodzice młodych dziewcząt, obawiający się o przyszłość
swych córek, uważali, że lepszy rygor niż policja, sąd dla nieletnich, więzienie, a zwłaszcza... skandal.
Ale cztery podlotki, które pewnego wrześniowego poranka trafiły do pałacu Balmore, nie wyglądały
groźnie. Mundurki miały dostać w szkole, więc były ubrane tak jak wszystkie nowoczesne dziewczyny:
dżinsy, trykotowe bluzeczki, sportowe obuwie. Siedziały teraz w korytarzu pod drzwiami gabinetu pani
dyrektor. Zachowywały się dość swobodnie. Jedna z nich zawzięcie żuła gumę, druga paliła papierosa.
Aleksandra bardzo zimno przyjęła nowo przybyłe.
- Żadnych gum do żucia, żadnych papierosów.
Teraz pójdziecie z opiekunką do łazienki, a potem wizyta lekarska. Panno Burtom proszę tutaj! Masywna
kobieta w nieokreślonym wieku, w długiej szarej sukni zbliżyła się do grupki dziewcząt.
- Proszę je zaprowadzić do łazienki. Proszę przypilnować, żeby się przyzwoicie umyły. I niech będą cicho.
Jedna z dziewcząt parsknęła śmiechem.
- Nazwisko? - zapytała Aleksandra.
- Jane Abbot.
-Jane Abbot, pani dyrektor... – uzupełniła Aleksandra. -- Bardzo szybko nauczę was grzeczności. A teraz
marsz! Spotkamy się później.
Jane wzruszyła pogardliwie ramionami i poszła za swymi towarzyszkami. Pani dyrektor nie przestraszyła
jej-nie z takimi miała już do czynienia i nieźle dawała sobie radę. "Jeśli będzie zbyt naciskała – pomyślała
Jane - zawsze przecież można prysnąć". Mimowszystko była jeszcze niedorosłą dziewczynką i kiedy
drzwi gabinetu zamknęły się za nimi, Jane ani przez chwilę nie przypuszczała, jaki los ją czeka.
Dziewczęta z całą ufnością rozebrały się i powierzyły ubrania hinduskiej służącej. Była to Mali. Z małego
torturowanego dziecka stała się wierną niewolnicą Aleksandry, gotową na każde skinienie swej pani.
Skąd mogły wiedzieć, że Mali, zamiast pomagać im w toalecie, wyrzuca i niszczy ich ubrania? Jak mogły
odgadnąć, że w czasie ablucji Hinduska zebrała wszystkie drobiazgi dziewcząt i oddała je Aleksandrze?
Nie domyślały się, że z tą chwilą stały się więźniarkami. Dziwiło je jedynie, że woda była lodowato zimna i
że panna Burton asystowała przy ich toalecie, nie zwracając najmniejszej uwagi na głośne protesty.
- Nie, nie! - zawołała Jane Abbot. - Nie może nas pani zmusić do mycia się pod zimnym prysznicem!
Przecież możemy nabawić się ciężkiej choroby!
Panna Burton chwyciła bez słowa dziewczynę za rękę i wepchnęła ją pod lodowaty strumień. Jane była
tak zaskoczona faktem, iż służba ośmiela się podnieść na nią rękę, że nie zaprotestowała. Przez moment
czuła instynktowny strach. Zanim przyszła do siebie, była już umyta i na prośbę panny Burton wycierała
się grubym włochatym płaszczem kąpielowym. Reszta dziewcząt, równie zdumionych i zaskoczonych, nie
zareagowała.
Wszystkie wycierały się teraz w ciszy i bez protestu poszły za panną Burton do gabinetu lekarskiego.
- Po wejściu proszę zdjąć płaszcze – rozkazała wychowawczyni.
Zapukała do drzwi i popchnęła jedną z wychowanek do środka. Pomimo instrukcji dziewczyna nie zdjęła
płaszcza. Otuliła się nim ciaśniej i stała milcząc.
Doktor Hashley siedział za biurkiem. Poirytowany, podniósł głowę.
- Nie mam zbyt dużo czasu. Przecież było powiedziane, że trzeba się rozebrać. No więc?! Nazwisko, imię,
wiek?
- Nazywam się Karolina Dobson. W zeszłym miesiącu skończyłam szesnaście lat.
Niechętnie zdjęła płaszcz i stała teraz bardzo skrępowana, ze spuszczoną głową, zaciskając uda i
krzyżując na piersiach ręce. Była to dziewczyna raczej hałaśliwa i leniwa. Najlepiej czuła się, udając
dziecko, zresztą robiła wszystko, by jak najdłużej dzieckiem pozostać. Dorośli onieśmielali ją. Doktor wstał
i podszedł do niej bliżej. Była cudowną złocistą blondyneczką, trochę tłuściutką, zaledwie z zaczątkiem
piersi i różowym łonem, pokrytym pierwszym puszkiem.
- Stań przy wadze.
Pod pretekstem badania lekarz długo dotykał ciała Karoliny, kazał schylać się tak, żeby dotknęła palcami
rąk podłogi. Chwilę kazał jej zostać w tej pozycji. Stał za nią i drżąc, chwycił za biodra.
- Mamy jakiś mały problemik z miednicą? - zapytał. - Czy czasami boli cię w dole brzucha?
- Nie. Nigdy.
Karolina poczuła, się nieswojo, choć przecież nie wiedziała, że spoczywa na niej nie tylko wzrok doktora,
niedyskretny i nalegający. Oto w przyległym pokoju, przy specjalnie skonstruowanym wizjerze tkwiła
Aleksandra. Obserwowała całą scenę, czekając z niecierpliwością, aż doktor każe się położyć
dziewczynce na fotelu ginekologicznym. Co też za chwilę nastąpiło.
- Rozszerz nogi, włóż stopy w uchwyty. Myślę, że nie po raz pierwszy przechodzisz takie badanie...
- Nie - szepnęła bardzo zaczerwieniona Karolina - ale trochę się boję.
Była na granicy łez, jej ciałem wstrząsały nerwowe dreszcze. Doktor ustawił się między jej rozwartymi
nogami i delikatnie rozchylił wargi sromowe. Miał nieprzepartą chęć zgwałcić tę dziewczynę, mimo iż
przysiągł Aleksandrze, 'ze zachowa się przyzwoicie, ograniczając się tylko do lekarskiego badania.
- Czy miałaś już kontakt z mężczyzną? - zapytał, wkładając doświadczonym ruchem palec do pochwy, tak
żeby nie naruszyć dziewiczej błony.
- Nie. Nigdy.
- Widzę! To się zgadza. Czy boli cię to, co robię?
Przedłużał umyślnie badanie, dotykając lubieżnie zaułków ciała dziewczyny. Najchętniej rozerwałby ją na
strzępy. Był bliski ataku nerwowego, a korzeń - sztywny i nabrzmiały - sprawiał mu ból. Ale wiedział, że
jest obserwowany, więc cofnął rękę.
- To wszystko. Możesz zejść ze stołu i się ubrać.
Nogi miała jak z waty, prawie się zataczała. Po niej do gabinetu weszła Susan Harvey. Ona także miała
szesnaście lat, ale dziewictwo straciła już dawno. Mimo to miała ciało małego chłopca - ani piersi, ani
tyłeczka, chuda, muskularna. Czarne, bardzo krótko ścięte włosy podkreślały jeszcze bardziej urok
hermafrodyty. Po Susan przyszła kolej na Samantę Bory. Była
z pochodzenia Greczynką, miała siedemnaście lat i ciało rozwiniętej kobiety. Umiała biegle się nim
posługiwać. Bez najmniejszego skrępowania i zażenowania poddała się badaniu. Lekarzowi zdawało się
nawet, że obserwuje go z ponurą miną, sądząc, że go zaskoczy swymi wynurzeniami. Ale źle trafiła. Stary
lubieżnik wolał dziewice, które można było zagadać, lub zdecydowany opór, który można było przełamać.
Po chwili do pokoju weszła Jane Abbot.
- Mam siedemnaście lat - rzuciła ostro- i informuję pana, że zmuszono nas do mycia się w lodowatej
wodzie! Chociażby ze względu na czesne, jakie się za nas płaci, to jest chyba nie w porządku. Mam już
dość tego wszystkiego!
- Wyjaśnisz to wszystko z panią dyrektor. Tu jesteś po to, by poddać się badaniom. Zdejmij płaszcz.
Jane wściekłym ruchem zrzuciła płaszcz kąpielowy i stanąwszy wyprostowana, zupełnie naga, obrzuciła
doktora złośliwym, pełnym głębokiej pogardy spojrzeniem. Bo Jane nie interesowało jej ciało, nie pragnęła
nim uwodzić, ale szukała awantury. Rosła, wysportowana, uprawiała kulturystykę, bardziej dla wyrobienia
siły niż ze względów estetycznych. Jej wspaniałe ciało, piersi, biodra, pośladki, głowa w blond lokach,
wszystko to zawsze doprowadzało ją do rozpaczy. Chciała wywierać wrażenie, a nie oczarowywać. Kiedy
doktor zapytał, czy jest dziewicą, aż podskoczyła ze złości:
- Cóż to pana obchodzi! - krzyknęła.
Położywszy się na fotelu ginekologicznym, nie pozwoliła się zbadać. Napięła mięśnie brzucha, by
inkwizytorskie palce doktora weszły jak najbardziej płytko. Podniecony jej oporem doktor powstrzymywał
się ostatkiem sił, aby jej nie zgwałcić. Wiedział, że nie może się posunąć za daleko. Aleksandra --
niewidoczna, ale obecna - surowo zabroniła mu deflorowania dziewcząt - miała o tym zadecydować sama.
W pokoju obok Aleksandra delektowała się widokiem, jaki oglądała przez wizjer. Z politowaniem
uśmiechała się, obserwując frustrację perwersyjnego doktora. Jakże musiał cierpieć! Ale podniecenie
wywołane widokiem nagich ciał dziewcząt, poddawanych pseudo medycznym poczynaniom doktora,
kazało jej zapomnieć o przeżyciach lekarza.
Przypadek sprawił, że wszystkie te małolatki były bardzo piękne, a ich charaktery pozwalały mieć nadzieję
na bardzo różnorodne przyjemności. W tej chwili za najważniejszą sprawę Aleksandra uznała ujarzmienie
Jane Abbot. Panienka właśnie zwinnie zeskoczyła ze stołu i szybkim ruchem chwyciła swój płaszcz,
rzucając doktorowi impertynenckie: "Cześć!"
Aleksandra uśmiechnęła się. Doskonale! "Przypadkiem młodej jędzy zajmiemy się natychmiast" -
pomyślała.
Opuściła swój punkt obserwacyjny i wróciła do gabinetu.
- Mali! - zawołała do Hinduski, która czekała w gabinecie na rozkazy. - Przyprowadź mi tu natychmiast
Jane Abbot!
Rozdział II
Jane, ciągle w płaszczu kąpielowym, stała przed biurkiem pani dyrektor.
- Gdzie jest moje ubranie? Pani nie ma prawa zabierać nam naszych rzeczy osobistych, naszych
pieniędzy! Nie jesteśmy w ciupie!
- Zamilcz! Twój sposób wyrażania się zupełnie mi nie odpowiada. Jasne, że nie jesteście w więzieniu, ale
musi tu obowiązywać jakaś dyscyplina. Nie wolno wam wychodzić, więc pieniądze nie są wam potrzebne.
A jeśli chodzi o ubranie, to zaraz przyniosą mundurki.
Aleksandra nachyliła się do interkomu:
- Mali i Jennifer! Proszę do mego gabinetu. Pomożecie się ubrać Jane Abbot.
Mali i młoda kobieta w szarej bluzie po chwili weszły z ubraniem. Położyły je na czarnej kanapce, na której
siedziała teraz Aleksandra.
- Podejdź tu, Jane! Zdejm płaszcz i ubierz się.
- Ale dlaczego tutaj?
- Przestań dyskutować i naucz się słuchać - rozkazała Aleksandra, podając dziewczynie czarną bieliznę:
majteczki, staniczek i pończochy. Nosiła takie same.
- Co to za kurewska bielizna?! - zasyczała Jane. - Nigdy tego nie...
Nie dokończyła. Aleksandra wymierzyła jej siarczysty policzek. Jane zaniemówiła. Patrząc na panią
dyrektor, z wolna podniosła rękę. Ale gwałtowny świst pejcza powstrzymał ją. Krzyknęła, a potem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bloodart.opx.pl
  •