Kobo Abe Czwarta epoka, Kobo Abe

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Abe Kōbō

 

 

 

Czwarta epoka

(Przełożył Mikołaj Melanowicz)

Preludium

 

Na głębokości pięciu tysięcy metrów nagle podniosła się równina pokryta grubą, podziurawioną warstwą błota niby sierścią jakiegoś wymarłego zwierzęcia. I natychmiast rozsypała się - zmieniła się w ciemną chmurę, zabulgotała i wygasiła gwiazdki planktonu przepływające ławicą przed czarną przezroczystą ścianą.

Obnażyła się popękana skalna płyta. Z jej szczelin wypłynęła brązowa, iskrząca się galaretowata masa. Na obszarze kilku kilometrów nabrzmiewała ogromnymi bąblami powietrza, a następnie rozpostarła gałęzie jak korzenie starej sosny. Jaśniejąca w mroku magma znikała z pola widzenia. Pozostał po niej ogromny słup pary, który przebił warstwę marine snow, zamienił się w wir i rozpadając się bezgłośnie parł do góry. Słup pary także zniknął pośród cząsteczek wielkiej wody i nigdy nie dotarł do odległej powierzchni morza.

 

Właśnie w tym samym momencie, dwie mile morskie dalej, statek frachtowo-pasażerski “Nanchô-maru" płynął w stronę Jokohamy. Niespodziewane drżenie i skrzypienie statku, trwające krótką chwilę, przestraszyło pasażerów i załogę. Stojący na mostku drugi oficer również zaniepokoił się stadem bezładnie wyskakujących w górę delfinów i nagłą zmianą barwy morza, nie uznał jednak za stosowne zanotować tego faktu w księdze pokładowej. Na niebie świeciło lipcowe słońce podobne do roztopionej rtęci.

Niewidoczne pulsowanie morza przekształciło się już w długie fale tsunami, które z niewiarygodną szybkością siedmiuset dwudziestu kilometrów na godzinę zmierzały w stronę lądu...

 

 

KARTA PROGRAMOWA NR 1

 

Elektroniczna maszyna licząca jest po prostu swego rodzaju maszyną myślącą. Zatem jest to urządzenie, które nie potrafi formułować problemów, ale może myśleć. Należy jednak wyposażyć je w kartę programową, czyli zestaw pytań zapisanych w zrozumiałym dla niej języku.

 

 

1

 

Gdy wszedłem, asystent Tanomogi zwrócił się do mnie i zapytał:

- Co tam w komisji?

Właśnie regulował maszynę, więc wciąż zerkał w monitor. Widocznie dopiero teraz zauważył moją ponurą minę, dlatego nie czekając na odpowiedź westchnął i upuścił śrubokręt, który uderzył o podłogę.

- Nie rzucaj!

Tanomogi niechętnie schylił się i podniósł narzędzie, a następnie zwiesił bezwładnie ręce i uniósł brodę.

- Kiedy w końcu przystąpimy do pracy?

- A skąd ja mam wiedzieć?

Byłem wściekły, więc tym bardziej drażniło mnie czyjekolwiek niezadowolenie. Zdjąłem marynarkę i rzuciłem ją na pulpit sterowniczy. Zdawało mi się, że w tym momencie włączyła się maszyna. Oczywiście nic takiego nie mogło się zdarzyć, uznałem więc to za złudzenie. Jednocześnie przyszło mi do głowy coś wspaniałego. Chciałem tę myśl zapamiętać, lecz mi się nie udało. Psia krew... Jak tu gorąco...

- Czy zaproponowali inny plan?

- A mogli coś zaproponować?

Po chwili Tanomogi dodał cicho:

- Na chwilę zejdę na dół.

- Oczywiście, i tak nie ma co tu robić.

Usiadłem i zamknąłem oczy. Usłyszałem oddalające się stukanie drewnianych sandałów Tanomogiego. Dlaczego młodzi naukowcy w Japonii - niemal bez wyjątku - tak chętnie chodzą w drewniakach? Co to za dziwny zwyczaj? Cichnące kroki stawały się coraz szybsze. Widocznie podjął decyzję i to dodawało mu energii.

Gdy uniosłem powieki, stojące na półce cztery teczki z dokumentami wydały mi się teraz bardzo ważne. Zawierały wycinki artykułów poświęconych maszynie prognostycznej, poczynając od ukończenia “Moskwy 1" przed trzema laty. Przedstawiały też drogę, jaką ja przeszedłem. Na ostatniej stronicy nawet ta jedyna dla mnie droga zaczęła znikać.

2

 

Jak na ironię, pierwsza stronica w teczce rozpoczynała się od artykułu pewnego publicysty, który radykalnie zmienił swe poglądy. “Specjaliści, otwórzcie oczy! - zwracał się na początku tekstu w taki sposób, jakby sam był wynalazcą maszyny prognostycznej. - Wehikuł czasu Wellsa, mimo że jakoby pozwalał odbywać podróże w czasie, był po prostu dziecięcą zabawką, ponieważ nie przedstawiał niczego więcej poza przełożeniem ruchu w czasie na przemieszczenie się w przestrzeni. Człowiek widzi bakterie tylko dzięki mikroskopom. Byłoby jednak błędem twierdzić, iż bakterie w ogóle nie istnieją, tylko dlatego, że są niewidoczne gołym okiem. Analogicznie ludzkość uzyskała możliwość widzenia przyszłości dzięki maszynie prognostycznej »Moskwa 1«. Istnieje więc już wehikuł czasu! Znów stoimy na skrzyżowaniu dróg historii i cywilizacji!"

Rzeczywiście, można i tak określić. Mimo wszystko to zbyt duża przesada. Gdybym ja miał się wypowiedzieć, uznałbym, że dzięki “Moskwie 1" ujrzano jedynie kilka kadrów z krótkiego filmu, a nie przyszłość.

Wspomniany film zaczynał się następująco. Najpierw zegar pokazywał południe i wielką otwartą dłoń. Obok stał telewizor z tą samą sceną odbitą na ekranie. Następnie padł rozkaz zaciśnięcia dłoni. Wraz z wybiciem godziny pierwszej inżynier nakręcił tarczę na pulpicie, a po godzinie dłoń widoczna na ekranie zacisnęła się mocno.

Przedstawiono jeszcze inne doświadczenia. Oto na sygnał “przestraszyłem się" na ekranie poderwał się do lotu śpiący dotąd ptaszek, a na sygnał “wypuścić z ręki" na ekranie spadła szklanka i rozbiła się na drobne kawałki...

Na pewno mogły dziwić takie eksperymenty. Początkowo nawet mnie zaskoczyły. Lecz chodzi mi tu o coś innego. Oto trzy lata później pojawia się ten sam człowiek, ale piszący coś odmiennego, zupełnie inną historię. W czwartej teczce znalazłem taki oto wycinek: “W istocie rzeczy prognozowanie nie jest możliwe na tym świecie. Załóżmy - ciągnął wywód publicysta - że wedle prognozy pewien mężczyzna ma wpaść do dołu w ciągu godziny. No dobrze, ale gdzie znajdziecie takiego głupca, który wiedząc co go czeka, nie powstrzyma biegu wydarzeń. Jeśliby nawet znalazł się taki osobnik, to musiałby to być człowiek podatny na wszelkie sugestie. Mielibyśmy wtedy do czynienia z sugestią, a nie z prognozowaniem. Tak więc skończmy już z tym pięknym kłamstwem o maszynie prognostycznej, a po prostu zmieńmy jej nazwę na maszynę sugestywną, za pomocą której wykorzystuje się ludzkie słabości".

Ładna historia; niech sobie zmienia nazwę, na jaką chce! Kto kradnie igłę, ten może ukraść wszystko, zresztą nie tylko on jeden. Nagle wszyscy zaczęli reprezentować odmienny punkt widzenia, a ja stałem się odtąd elementem niebezpiecznym.

Na zdjęciu znajdującym się na drugiej stronie w pierwszej teczce jeszcze się uśmiecham. Poniżej fotografii figuruje moja wypowiedź na temat “Moskwy 1".

“Oczywiście, nie uważam tego za trik. Teoretycznie jest to całkowicie możliwe. Nie sądzę też, żeby urządzenie to różniło się czymkolwiek istotnym od dotychczasowych maszyn liczących". To powiedział doktor Katsumi z Centralnego Instytutu Techniki Obliczeniowej ze spokojem pewnego siebie specjalisty. Było to kłamstwo. Po prostu bardzo im zazdrościłem. A ponieważ mówiłem bez przekonania, jeden z dziennikarzy zapytał nie kryjąc gniewu: “Czy chce pan powiedzieć, że mógłby pan coś takiego wkrótce skonstruować?" “No cóż, jeśli miałbym czas i pieniądze"... Do pewnego stopnia byłem szczery. “W zasadzie elektroniczne maszyny liczące mają pewnego rodzaju zdolności prognozowania. Problem nie tyle w maszynie, co w jej wykorzystaniu. W programowaniu... To znaczy w działaniu polegającym na przedstawieniu problemu w języku zrozumiałym dla maszyny, co wcale nie jest łatwe. Dotychczas musiał to robić człowiek. »Moskwa 1« do pewnego stopnia prognozuje sama". “Czy wobec tego mógłby pan nam opowiedzieć swój sen o przyszłości wyobrażonej dzięki maszynie? "

“Hm, w ogóle efektywność przewidywania jest odwrotnie proporcjonalna do wielkości czasu i wytraca się wraz z przyspieszeniem. Jak mogliście się przekonać z doniesień prasowych, zakres prognozowania jest zaskakująco ograniczony, prawda? Żeby się przekonać o tym, iż szklanka się rozbije, kiedy spadnie, nie trzeba korzystać z maszyny liczącej. Wie o tym nawet uczeń szkoły podstawowej. Można brać pod uwagę różne sposoby zastosowania maszyny jako pomocy w nauczaniu, lecz wydaje mi się, iż należałoby powstrzymać się od zbyt fantastycznych oczekiwań".

Szczerze mówiąc, czułem zupełnie co innego, po prostu nie mogłem pohamować palącej mnie zazdrości. Gdybym siedział z założonymi rękami, zostałbym w ogóle wyeliminowany z gry i nie mógłbym im dorównać. Zresztą nie zaznałbym spokoju, gdybym mimo wszystko nie podjął wyzwania. Poszedłem więc do dyrektora instytutu, następnie rozmawiałem z kilkoma znajomymi. Nikt jednak po zaspokojeniu zwykłej ciekawości nie przejawiał poważniejszego zainteresowania moją propozycją. A już najbardziej zdenerwowała mnie umieszczona obok wypowiedź pewnego pisarza, który podzielał mój pogląd. (Oczywiście, on nie wiedział, o czym mówił, lecz nic nie wydaje się bardziej prawdopodobne niż własna ignorancja...)

“Być może to całkiem naturalne, że komuniści, wtłaczający wszystko w ramy konieczności, nie mają innej przyszłości jak tylko taką, którą można przewidzieć za pomocą maszyny. Nam, budującym przyszłość na podstawie wolnej woli, tego rodzaju maszyna chyba do niczego się nie przyda. Nawet jeśliby ktoś wbrew rozsądkowi spróbował przedstawić naszą przyszłość, okazałaby się przezroczysta jak szkło. Najbardziej jednak obawiam się, że wiara w prognozę sparaliżuje wrażliwość moralną".

W końcu nadarzyła się okazja. Otwórzmy drugą teczkę. “Moskwa 1" zaczęła demonstrować szersze możliwości, czego zresztą się obawiałem. To nie był już sen, lecz rzeczywistość - jedną po drugiej publikowano suche i praktyczne prognozy. Najpierw bardzo trafne prognozy pogody, później przewidywania w zakresie przemysłu i ekonomiki...

Zmartwień owych dni nie mogę potraktować jednym zdaniem. Oto nagle Japonia uzyskała rachubę urodzaju ryżu na bieżący rok. Odniesiono się do niej dość nieufnie, mówiąc: “No dobrze, zobaczymy, co będzie za pół roku"... Wkrótce potem nadeszły kolejne dane:

- ogólnokrajowe rozliczenia bankowe za pierwsze dwa kwartały;

- przewidywana liczba nie spłaconych weksli w następnym miesiącu;

- przewidywana sprzedaż w jednym z domów towarowych;

- indeks cen w detalicznej sprzedaży w mieście Nagoya;

- przewidywany stopień wypełnienia magazynów w porcie tokijskim.

Te prognozy zaczęły zaskakiwać dokładnością, procent błędów spadł nawet do zera. Na końcu poszczególnych analiz publikowano wyjątkowo aroganckie oświadczenia:

“»Moskwa 1« potrafi także przedstawić prognozę indeksu cen i akcji w waszym kraju, może też podać stosunek zasobów produkcji do zapotrzebowania. Powstrzymujemy się od tego, ponieważ te dane mogłyby wywołać destabilizację ekonomiczną. Zawsze będziemy się kierować zasadami uczciwego współzawodnictwa"...

Nasze zakłopotanie było tak duże, że nawet prasa wstrzymała się od szerszych komentarzy. Również inne wolne kraje otrzymały podobne przewidywania i też zareagowały milczeniem, które trwało dosyć długo. Rządy wielu krajów nie poprzestały jednak na milczeniu. Pod naciskiem kręgów finansjery również i nasze władze zaczęły przygotowywać się do podjęcia jakiś kroków.

Najpierw w Centralnym Instytucie Techniki Obliczeniowej założono odrębny Dział Rozwoju Maszyny Prognostycznej. Mnie powołano na kierownika tego działu - trudno się zresztą dziwić tej nominacji, skoro byłem jedynym specjalistą w tej dziedzinie w Japonii. Mogłem więc poświęcić się wyłącznie studiom nad maszyną prognostyczną.

Teczka trzecia

 

Zgodnie z obietnicą “Moskwa 1" zachowała odtąd milczenie. W tym czasie Tanomogi, człowiek trochę gruboskórny, ale bardzo zdolny, był moim asystentem. Praca postępowała zgodnie z planem i w następnym roku jesienią dobiegła końca. Mogłem więc zademonstrować przyszłość w telewizorze, pokazując rozbijanie się szklanki itp. (Prognozowanie zjawisk jest stosunkowo łatwe). Za każdym razem gdy przedstawiałem kilka prostych eksperymentów, rosła moja sława i rozgłos maszyny, spełniała się też nadzieja. Wiem, że niektórych ludzi napawałem lękiem. Kiedy na przykład zająłem się przewidywaniem wyników wyścigów konnych, zainteresowani zażądali zaprzestania tego rodzaju analiz. W owym czasie z dumą myślałem o tym, że ten przypadek stanowi dowód potęgi maszyny. Dzisiaj wydaje mi się, że ten incydent był pierwszą złowieszczą oznaką przyszłego stosunku do nas jako niebezpiecznych dla społeczeństwa. (Nie mam pojęcia, na ilu filarach opiera się świat, w każdym razie co najmniej trzy z nich to na pewno ciemnota, niewiedza i głupota). Wówczas znajdowaliśmy się na grzbiecie fali. Wtedy jeszcze przepełniała nas nadzieja. Nie wiem dlaczego, ale szczególnym powodzeniem cieszyłem się wśród dzieci: często pojawiałem się w barwnych komiksach, gdy w blasku chwały wychodziłem z Wydzielonej Pracowni Instytutu Techniki Obliczeniowej w otoczeniu własnych robotów (w rzeczywistości maszyna wygląda jak rząd wielkich metalowych kontenerów ułożonych w kształcie litery E na przestrzeni około siedemdziesięciu metrów kwadratowych). Widocznie w komiksach musiały występować roboty, dlatego pojawiałem się w ich towarzystwie w rozmaitych sytuacjach w przyszłości i pokonywałem złoczyńców. W końcu gdy uznałem, że wyposażenie maszyny jest wystarczające, skoncentrowałem się na ćwiczeniach i kształceniu. Mózg na nic by się ludziom nie zdał bez wiedzy i doświadczenia. Pożywieniem dla mózgu jest przede wszystkim doświadczenie. A ponieważ maszyna nie mogła wychodzić z budynku, musieliśmy więc być jej rękami i nogami, biegać wokół i zbierać dla niej informacje. Była to praca trudna, pochłaniająca pieniądze i siły.

(Gromadziliśmy głównie dane z dziedziny ekonomii, czemu trudno było się dziwić, biorąc pod uwagę profil naszego instytutu, a także efekt psychologiczny prognoz “Moskwy 1").

Maszyna posiadała niemal nieograniczone zdolności przyswajania informacji. Nakarmiona przez człowieka potrafiła je przetrawiać, jak również magazynować. Jeśli jakikolwiek element z jej systemów ulegał nasyceniu, otrzymywaliśmy odpowiedni sygnał. Dzięki temu wiedzieliśmy, że od tej pory dana część systemu ma zdolność budowania własnego programu.

Pewnego dnia pojawił się pierwszy sygnał. Oznaczał on, że maszyna przyswoiła wszystkie funkcjonalne zależności między zjawiskami przyrody wyrażonymi w postaci linii krzywych. Mogłem więc od razu wykonać próbę mocy. Dałem jej zadanie przedstawienia na ekranie rozwoju fasolki sojowej w ciągu czterech dni od zamoczenia w wodzie. Maszyna wywiązała się wspaniale, ukazując proces wzrostu kiełka do wielkości siedmiu centymetrów. Na pamiątkę tego dnia ogłosiłem oficjalną nazwę maszyny: “KEIGI-1".

Tutaj kończy się historia zawarta w trzeciej teczce, należy przystąpić do otwarcia czwartej. Tam sytuacja ulega nagłej zmianie.

 

 

Teczka czwarta

 

Mieliśmy zamiar uroczyście świętować narodziny maszyny prognostycznej. Rozesłaliśmy ankietę z pytaniem o to, co maszyna powinna przewidywać. Odbyliśmy też wiele narad. Powstała specjalna Komisja do Spraw Prognozy. Dziennikarze niecierpliwie czekali na decyzje. Wtedy nadeszła wiadomość o skonstruowaniu “Moskwy 2".

Informacji towarzyszył złośliwy podarunek. Dowiedziałem się o tym wcześnie rano dzięki telefonowi z redakcji jednej z gazet:

- Czy słyszał pan prognozę “Moskwy 2"? Donoszą, że w ciągu trzydziestu dwu lat powstanie pierwsze społeczeństwo komunistyczne, a w roku 2018 upadnie ostatnie społeczeństwo kapitalistyczne. Co pan o tym sądzi, doktorze?

Mimo woli się roześmiałem. Po namyśle zrozumiałem, że nie jest to wcale śmieszne. Co więcej, chciało mi się raczej płakać. Przecież nie tak znowu często docierały do mnie wieści, od których dostawałem niestrawności.

Wszyscy w instytucie rozmawiali tylko o tym. Przeczuwając, że coś nieprzyjemnego się wydarzy, popadłem w depresję.

Młodzi pracownicy instytutu rozmawiali w takim oto stylu:

- Mimo że jest to maszyna, mówi takie banalne rzeczy.

- Dlaczego? Może to prawda?

- Tę prognozę chyba sztucznie skonstruowano.

- Też tak myślę. Byłoby śmieszne, gdyby przyszłość dała się podporządkować jakimś “izmom".

- To raczej ty jesteś śmieszny, nazywając to “izmem".

- To całkiem proste przejście od stanu prywatnych środków produkcji do innego stanu...

- Czy inny stan musi koniecznie oznaczać komunizm?

- Ale jesteś głupi! To przecież ten inny stan nazywają komunizmem.

- Dlaczego twierdzą, że to jest banalne?

- Niczego nie zrozumiałeś...

- Przecież są inne sposoby przejawiania się naszej świadomości, prawda? Formy świadomości a rzeczywistość to dwie różne rzeczy.

- Co? Co w tej myśli jest takie znowu oryginalne? Po tej wymianie zdań wszyscy zebrali się w moim gabinecie. Zapytali mnie, czy w tej kwestii może nam pomóc maszyna.

- A może określimy, który z zębów Chruszczowa wypadnie najpierw, i w ten sposób utrzemy im nosa?

Niestety nikt się nie roześmiał.

Następnego dnia ukazało się oświadczenie władz amerykańskich. “Istnieje zasadnicza różnica między prognozą a przepowiednią. Na miano prognozy zasługuje coś dopiero wtedy, gdy jest oparte na założeniach moralnych. Powierzenie tego zadania maszynie równoznaczne jest z negacją człowieczeństwa. Również w naszym kraju wcześniej ukończyliśmy prace nad maszyną prognostyczną, lecz słuchając głosu sumienia zrezygnowaliśmy z politycznego jej wykorzystania. Postępowanie ZSRR tym razem jest krokiem zdradzieckim, szkodliwym dla pokojowego współistnienia, i z pewnością zagrozi też międzynarodowej przyjaźni i wolności człowieka. Uważamy, że prognozy »Moskwy 2« są gwałtem wobec ducha człowieczeństwa, dlatego ZSRR powinien jak najszybciej odwołać swe oświadczenie i zrezygnować z wykorzystywania tego rodzaju maszyn. Jeśli tego nie uczyni, będziemy zmuszeni do wystąpienia w tej sprawie na forum ONZ" (wypowiedź sekretarza stanu Stroma).

Tak ostra reakcja naszego sojusznika, Ameryki, nie mogła nie wywrzeć wpływu na naszą pracę. To, czego się bałem, w końcu nadeszło. Około trzeciej z biura dyrektora otrzymaliśmy zawiadomienie o nowym składzie Komisji Programowej i jej nadzwyczajnym posiedzeniu. Urząd Statystyki zachował się jeszcze bardziej arbitralnie. Dokonał zmiany zespołu, zostawiając w nim tylko dyrektora i mnie, usunął ekspertów technicznych i zredukował liczbę pracowników.

Zebranie odbyło się jak zwykle na piętrze głównego budynku. Nastrojem różniło się od dawniejszych narad, podczas których opowiadaliśmy sobie błahe dowcipy, na przykład co by się stało, gdybyśmy przewidzieli czas rozwodu nowożeńców. Tym razem rolę organizatora wziął na siebie Tomoyasu, pracownik Urzędu Statystyki, który powiedział najpierw tak:

- Komisja zachowuje dotychczasową nazwę, proszę jednak przyjąć do wiadomości, że jest odtąd czymś zupełnie innym. To znaczy, że określone kręgi uznały, iż w zasadzie skończył się okres studiów podstawowych. O programie działania będzie decydować komisja, i to do niej należy decyzja o zgodzie na wykorzystanie maszyny prognostycznej. Oczywiście, autonomia nauki w okresie badań będzie respektowana, ale skoro już weszliśmy w etap praktycznego zastosowania wyników badań, należy teraz jasno określić zakres odpowiedzialności. O to właśnie chodzi. Ponadto odtąd obowiązuje zasada zamkniętych posiedzeń, proszę o tym pamiętać.

Następnie wstał jakiś nieznajomy o pociągłej twarzy. Przedstawił się wyliczając długo funkcje i stanowiska, lecz nie zrozumiałem go dobrze. Był chyba jakimś sekretarzem ministra. Nerwowo zginając długie cienkie palce mówił:

- W ostatnim działaniu “Moskwy 2" nietrudno dopatrzyć się politycznego celu, na co zwrócono uwagę w oświadczeniu amerykańskim. Moim zdaniem sprawa wygląda następująco. Najpierw rozbudzili naszą ciekawość za pomocą “Moskwy 1" i doprowadzili nas do sytuacji, w której nie mogliśmy nie podjąć własnych badań nad maszyną prognostyczną. I tak właśnie uczyniliśmy. (Przecież nie musi patrzeć teraz akurat na mnie!) Z kolei gdy uznaliśmy, że doszliśmy do etapu praktycznego zastosowania, Rosjanie użyli maszyny do celów politycznych, ponieważ liczą, że my również nie powstrzymamy się od podobnego kroku. W rezultacie wygląda to tak, jakbyśmy sami wprowadzili do naszego kraju szpiega w postaci maszyny prognostycznej. Zwłaszcza ten aspekt proszę wziąć pod rozwagę. Nie możemy dać się wmanewrować w określoną sytuację. Proszę to dobrze sobie uświadomić...

Poprosiłem o głos. Zaniepokojony dyrektor spojrzał na mnie kątem oka.

- Co wobec tego stanie się z programem opracowanym przez dotychczasową komisję? Sądzę, że będziemy mogli go zatwierdzić w tej postaci?

- Z jakim programem?... - Gość zajrzał w papiery Tomoyasu.

- Były trzy projekty... - Tomoyasu pospiesznie przejrzał dokumenty.

- Skąd znowu trzy? - wtrąciłem. - Na pewno opracowano i zatwierdzono jeden. Jest to problem mechanizacji i współzależności między płacami a wartością handlową produktu. Nie zdecydowano tylko, którą fabrykę wziąć jako modelową...

- Proszę poczekać - przerwał Tomoyasu. - Prawo podejmowania decyzji komisja otrzymała dopiero od dzisiejszego posiedzenia.

Utraciły więc ważność wszystkie wcześniejsze programy. W przeciwnym razie...

- Przecież wszystko zostało przygotowane!

- To źle. - Drągal roześmiał się przez zaciśnięte usta. - Ten projekt nie wydaje się dobry. Niesie duże ryzyko powiązań z polityką. Rozumie pan?

Pozostali członkowie Komisji również się roześmiali. Co ich tak bawi? Nie miałem pojęcia. Było mi bardzo nieprzyjemnie.

- Nie rozumiem. To znaczy, że akceptujemy zwycięstwo “Moskwy 2"?

- No no, oni chcą, żebyśmy tak myśleli. Proszę więc uważać. Naprawdę...

Znów wszyscy się roześmiali. Co to za komisja głupców! Odechciało mi się im sprzeciwiać. Polityka za bardzo mnie nie obchodzi. Skoro pierwszy projekt nie ma szans, należy przyjąć następny.

- Wobec tego może zatwierdzimy drugi projekt? A mianowicie, prognozę stanu zatrudnienia za pięć lat w warunkach finansowych ograniczeń, z jakimi obecnie mamy do czynienia.

- Ten też chyba nie jest odpowiedni. - Drągal rozejrzał się po sali, jakby szukał poparcia u członków komisji.

- Myśląc w ten sposób, nie znajdziemy żadnych tematów nie związanych z polityką.

- Tak pan myśli?

- A pan?

- Chcielibyśmy, żeby to pan profesor to rozważył... Pan jest specjalistą.

- No dobrze, weźmy trzeci projekt, a mianowicie prognozę wyników następnych wyborów powszechnych do parlamentu...

- To absurdalne! To jest najmniej odpowiedni projekt spośród przedstawionych.

- Jest pewna sprawa, której nie rozumiem - wtrącił się milczący dotąd członek komisji. - Chodzi mi o to, co się dzieje, gdy pozna... Naturalnie, każdy człowiek postępuje chyba inaczej. Czy jednak po ogłoszeniu prognozy nie następuje zmiana w zachowaniu?

- Już wielokrotnie objaśniałem tę sprawę poprzedniej komisji... Widocznie powiedziałem to niezbyt uprzejmie, ponieważ Tomoyasu szybko wziął na siebie rolę wyjaśnienia problemu.

- W tym wypadku bierze się pod uwagę wszczęcie działań po ogłoszeniu pierwszej prognozy, a potem powtarza się prognozowanie... Chodzi tu już o prognozę drugiego stopnia... Z kolei po jej ogłoszeniu następuje trzeci stopień prognozowania. Postępując w ten sposób można powtarzać procedurę wiele razy, nawet w nieskończoność. Dzięki temu osiągamy prognozę maksymalnej wartości, to znaczy otrzymujemy wartość pośrednią w stosunku do pierwszej prognozy. Tak mogliby to panowie rozumieć.

- Rzeczywiście, nieźle to pomyślano. - Jakiś bałwan z komisji kiwnął głową w moją stronę, jakby wyrażał podziw.

- Słuchaj, Katsumi-kun - szepnął do mnie dyrektor instytutu. - Czy nie znalazłby się jakiś bardziej odpowiedni problem, na przykład zjawisko przyrodnicze?

- Prognozę pogody robi Instytut Meteorologiczny. Można połączyć go z naszą maszyną, byłoby to bardzo proste.

- A może coś bardziej złożonego...

Milczałem. Nie mogłem pójść na tak duży kompromis. Jak wytłumaczyłbym się przed Tanomogim i innymi współpracownikami? Miałbym im powiedzieć, że przez pół roku zbieraliśmy dane na darmo? Problem nie polega na tym, czy przewidywać zjawisko naturalne czy społeczne. Chodzi o to, jak wykorzystać zdolności zaprogramowanej przez nas maszyny...

Posiedzenie zakończyło się wnioskiem zobowiązującym mnie do opracowania nowego projektu, uwzględniającego poglądy wyrażone w toku dyskusji. Od tamtego dnia zebrania komisji odbywały się co tydzień, ale za każdym razem gromadziły coraz mniej osób, a na czwarte przyszedł tylko Tomoyasu, ów drągal i ja. Była to łatwa do przewidzenia konsekwencja nudnych spotkań przypominających raczej przesłuchania. Tylko wariaci mogliby nie zanudzić się na śmierć.

Tanomogi od początku otwarcie wyrażał sprzeciw wobec takiego zachowania członków komisji. Uważał, że wynikało ono jedynie z chęci uniknięcia podejmowania jakiejkolwiek decyzji. Narzekaliśmy, lecz nie szczędziliśmy wysiłku, mieliśmy swą zawodową dumę techników i specjalistów. Staraliśmy się bowiem ze wszystkich sił wykorzystać naszą wiedzę, aby stworzyć program, który spodobałby się członkom komisji. Przed posiedzeniem nieraz spędzaliśmy bezsenną noc.

Im ciężej pracowaliśmy, tym bardziej byliśmy przekonani, że nie ma takiego problemu, który nie wiązałby się z polityką. Na przykład chcąc opracować prognozę rozwoju terenów uprawnych, nie mogliśmy pominąć problemu rozwarstwienia klasowego rolników. Chcąc zbadać sieć dróg asfaltowych za ileś tam lat, wkraczaliśmy w sferę budżetu państwa. Nie mogę tu omówić wszystkich przykładów, wspomnę tylko o tym, że przedstawiliśmy dwanaście projektów, które zostały odrzucone na kolejnych posiedzeniach komisji.

W końcu odechciało mi się wszystkiego. Okazuje się, że polityka to coś takiego jak sieć pajęcza - oplątuje nas tym mocniej, im usilniej staramy się z niej wydostać. Nie mam zamiaru wtórować Tanomogiemu, lecz tutaj muszę chyba zgodzić się z nim i zająć bardziej zdecydowane stanowisko.

Tym razem udałem się na posiedzenie komisji demonstracyjnie przyjmując postawę obronną. Nie zapomniałem jednak dociąć Tanomogiemu:

- Nie zapominaj, że w przeciwieństwie do ciebie, mnie polityka w ogóle nie interesuje.

A jednak z posiedzenia wróciłem głęboko rozczarowany.

 

 

5

 

Zadzwonił telefon.

- Profesorze, prze...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bloodart.opx.pl
  •