Klatka schodowa [M], Drarry
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Klatka schodowa
Zatrzymał się patrząc z obawą na budynek. Jego bracia parkowali samochód. Albo raczej
próbowali, wydawało się, że było bardzo ale to bardzo dużo ludzi ale nie dość miejsca.
Spojrzał na zegarek. Pół do szóstej. Byli zaproszeni na szóstą. Czuł się bardzo niepewnie na
tej ulicy, ale jeszcze gorsze wydawało się wchodzenie do środka. Cały pomysł jego matki,
kazała im przyjechać wcześniej i pomóc Harry’emu.
Parapetówka, jasne. Harry mieszkał tu już jakiś rok. Unikał ich wszystkich choć pisał dużo
listów. Taki był. Mówił im o wszystkich nowościach i dawnych czasach, interesujące rzeczy i
te nie bardzo. Ron rozważał ostatnią myśl przez chwilę. Nie, Harry prawdopodobnie nie
powiedział im wszystkiego. Były tematy których starannie unikał, takie jak praca i to gdzie
mieszkał. I jego życie intymne, matka pytała go o to parę razy, ale Ron nie był tym za bardzo
zainteresowany.
Teraz miał zamiar im powiedzieć. W ostatnim liście napisał, że ma im coś do oznajmienia.
Zaprosił wszystkich Weasley’ów i Hermionę.
Ron czekał na swoich braci zastanawiając się co jest tak ważne, że Harry chce to ogłosić
przed nimi wszystkimi naraz.
- Idziesz? - głos Freda przerwał jego rozmyślania.
Ron skinął głową i przyłączył się do bliźniaków. Wyrośli ze swoich żartów od kiedy
otworzyli swój sławny na cały świat sklep z dowcipnymi rzeczami. Teraz byli zdecydowanie
bardziej poważni, bardziej zorganizowani. Jednym słowem, wiedzieli czego chcą.
Szczęśliwcy, bo nikt inny tego nie wiedział.
Ron potrząsnął głową wyrzucając z niej niepotrzebne myśli i skoncentrował się na
znalezieniu budynku w którym mieszkał Harry.
- Który to numer, George? - zapytał Fred.
- Skąd mam wiedzieć? Ron ma adres, - odpowiedział George.
- Wcale nie! - zaprotestował Ron. - Dałem go wam.
- Och poczekajcie, - krzyknął Fred. - Mam go. - pozostała dwójka jęknęła. - Numer czwarty,
mieszkanie sześć.
Wkrótce trójka znalazła to czego szukali, wejście do budynku pozostawało osobną sprawą.
- Drzwi są zamknięte, - stwierdził Fred.
- Co ty nie powiesz geniuszu - zripostował George.
- Cóż, wiecie jak je otworzyć?
- Nie możemy używać magii, więc nie. A ty?
- Nie. Ron, pomożesz?
- Wciskasz guzik przy numerze ‘sześć’ - odpowiedział Ron.
- I drzwi się otworzą? - zapytał George.
- Nie, - Odpowiedział zirytowany Ron. - Musisz pogadać z Harrym i powiedzieć mu, że to ty
a wtedy on wciśnie guzik w swoim mieszkaniu i wtedy drzwi się otworzą.
Fred i George zagapili się na niego.
- Skąd wiesz?
- Kiedyś chodziłem z Hermioną, pamiętacie?
Na szczęście zanim zaczęli wciskać guziki drzwi się otworzyły i jakiś inny mieszkaniec
budynku wyszedł. Ron skorzystał z okazji i weszli.
- Jak wysoko on może mieszkać? - zapytał Fred.
- Cóż, dowiemy się, - powiedział Ron. - Nie ma windy. - Bracia spojrzeli na niego zmieszani.
- Och, po prostu chodźmy.
Odwrócił się od nich i zaczął wspinać się po schodach. Jedno piętro... Drugie piętro...
- Wysoko jeszcze? - George miał już dość.
- Tylko jedno piętro, - odpowiedział Ron.
- Skąd wiesz? - zapytał Fred.
- Użyłem głowy, - powiedział Ron czując się jak opiekunka w przedszkolu. - Na każdym
piętrze są dwa mieszkania, na które piętro musimy wejść by dotrzeć do numeru szóstego?
- Och, - powiedzieli bliźniacy, czując się głupio.
Na ostatniej kondygnacji napotkali przeszkodę. Jakiś mężczyzna rozłożył się na schodach tuż
przed numerem szóstym; mogli zauważyć srebrny numer na drzwiach z miejsca w którym
stali.
Mężczyzna na podłodze miał ubrany mugolski garnitur; czarna aktówka stała pomiędzy nim a
drzwiami. Nie widzieli jego twarzy, ponieważ miał opuszczoną głowę czytając książkę i
blond włosy opadały mu na oczy ukrywając je w cieniu
Fred chrząknął. Mężczyzna podniósł głowę i wszyscy zamarli na moment.
Wtedy Draco Malfoy, jako że był to definitywnie on, odsunął rękaw i spojrzał na zegarek,
przybierając lekko zdziwiony wyraz twarzy.
- Myślałem, że macie być na szóstą, - powiedział.
To nie pomogło Ronowi, nie mówiąc o Fredzie i George’u, którzy mieli szeroko otwarte usta.
- Co... co ty tu robisz?! - wykrztusił po chwili Ron.
Draco potrząsnął głową.
- Harry nie chce mnie wpuścić. Nauczył się jakiegoś nowego zaklęcia zamykającego, więc tu
utknąłem. I wy też szczerze mówiąc. - dodał zamyślony. - Możecie sobie usiąść. - Zabrał nogi
z wyższego schodka i powrócił do czytania.
Trójka Weasley’ów patrzyła się na niego. - Co ty tu robisz, Malfoy? - Fred w końcu odzyskał
głos.
Draco westchnął, zamknął książkę, wymruczał coś o ludziach którzy nie dają innym poczytać
cholernej książki i włożył ją do aktówki.
Spojrzał się na nich i powiedział bardzo wolno - Siedzę tu ponieważ Harry się zamknął. Nie
ma możliwości by wejść do środka więc czekam.
Ron zatrząsł się z wściekłości.
- Wynoś się stąd do cholery Malfoy!
- A niby czemu? - zapytał spokojnie Draco nie ruszając się z miejsca.
- Bo widocznie nie rozumiesz wskazówek - George włączył się do rozmowy. - Szczerze, nie
mam pojęcia co ty tu w ogóle robisz.
Draco otworzył usta by odpowiedzieć, ale nagle jakby coś zrozumiał i poderwał się do góry.
- On wam jeszcze nic nie powiedział - wyglądało jakby bardziej mówił do siebie niż do nich.
- Wy nic nie wiecie.
Ron, Fred i George patrzyli w zdumieniu, jak podchodzi do drzwi i zaczyna w nie walić.
- Harry! - krzyknął przez drzwi. - No już! Twoi przyjaciele tu są i mnie zaraz zabiją! - zero
reakcji ze środka, ale trójka Weasley’ów musiała oprzeć się o ścianę ze zdziwienia.
Draco, oczywiście, nie przestał. - Harry! Siedzę tu od godziny, wpuść mnie!
Nadal zero reakcji, ale drzwi od mieszkania numer pięć otworzyły się i wyjrzała przez nie
starsza pani.
- Coś nie tak mój drogi? - zapytała Draco.
- Nie, dziękuję pani Simons, - odpowiedział Draco - Zapomniałem klucza i sądzę, że mnie nie
słyszy.
- Och, w takim razie w porządku - powiedziała pani Simons i się uśmiechnęła. - Życzę wam
obu miłego wieczoru.
- Dziękuję, - Draco uśmiechnął się w odpowiedzi. - Pani również.
Zamknęła drzwi i Draco odwrócił się z powrotem do drzwi Harry’ego. - Jeśli nie otworzysz
tych drzwi w przeciągu pięciu minut wzywam ministerstwo! - następnie kopnął drzwi i z
powrotem usiadł na schodach. - A dlaczego tak w ogóle przyszliście wcześniej?
Ron był w taki szoku, że mu odpowiedział. - Mama kazała nam przyjść i sprawdzić czy nie
możemy w czymś pomóc.
Draco się uśmiechnął. - Nigdy nie widziała Harry’ego podczas gotowania, prawda? Nie
bójcie się, to będzie najlepszy posiłek jaki kiedykolwiek jedliście. Bóg jeden wie gdzie on się
nauczył tak gotować.
Ron wyczuł nutę podziwu w jego głosie i dużo innych których jego mózg po prostu nie
przetrawił, więc dał sobie spokój.
Stali, oprócz Draco który siedział, w ciszy przez chwilę. Po chwili usłyszeli jak ktoś wchodzi
po schodach.
Po kilku minutach Hermiona ukazał się za plecami Freda i George’a. Uśmiechała się.
Uśmiech niepewnie zniknął z jej twarzy gdy zobaczyła scenę na schodach. - Co wy tu
wszyscy robicie? - zapytała.
- On - Ron wskazał na Draco. - Powiedział, że Harry nie chce go wpuścić, szczerze... - ale
Hermiona mu przerwała.
- Dlaczego nie chce cię wpuścić? - zapytała zaskoczona.
Draco wzruszył ramionami. - Powiedział, że to niespodzianka i po tym już nie podszedł do
drzwi. Siedzę tu od piątej.
- Och, moje biedactwo. - Hermiona zrobiła minę - Próbowałeś odblokować zaklęcie czy coś?
- Nie pomaga. Myślałem o wezwaniu ministerstwa, ale stwierdziłem, że za bardzo nie
pomogą. Tak w ogóle, czemu stoisz? Wydaje mi się, że ten facet przetrzyma nas tu do szóstej.
Usiądź. - Wskazał na schody. Ku kompletnemu szokowi Rona, Freda i George’a usiadła.
- Hermiono... ? - spróbował Fred, ale ona nie słuchała.
- Więc co tam u ciebie? - pytała Draco. - Ostatnio nie mieliśmy czasu żeby pogadać.
- Mhmm, - skinął Draco. - Nic nowego szczerze mówiąc. Mam naprawdę ważną sprawę w
pracy, ściśle tajne. - Zapauzował na chwilę. - Powiem ci wszystko później. - Hermiona
zaśmiała się. - Harry ma parę nowych rzeczy, obiecałem, że nikomu nie powiem, chce ci sam
powiedzieć. - Hermiona zrobiła minę skrzywdzonego szczeniaczka i Draco uniósł ręce w
geście obrony. - Obiecałem!
Hermiona zachichotała. - Dobra, dam ci spokój.
- Ja tobie nie, - uśmiechnął się Draco. - Słyszałem, że kogoś masz! - Hermiona zarumieniła
się. - Masz! Powiedz! Chcę wszystko wiedzieć!
- Draco - w połowie zasyczała, w połowie zaśmiała się Hermiona. - Później ci powiem. -
Draco wydął wargi, ale skinął głową.
- Hermiono! - Ron w końcu przyciągnął jej uwagę. - Co ty do diabła robisz?!
- Cóż, jeśli nie zauważyłeś lub jesteś tak tępy - rozmawiam. - odpowiedziała.
Po tym jak zerwali, układ pomiędzy Ronem a Hermioną był dość dziwny. Nadal byli
(zaskakująco) najlepszymi przyjaciółmi, ale były pewne tematy (naprawdę dziwne), które
omijali lub traktowali ze szczególną ostrożnością.
Fred odepchnął Rona by uniknąć niepotrzebnych krzyków i darmowego przedstawienia dla
sąsiadów. - Hermiono, - powiedział błagalnym tonem. - Proszę, powiedz nam dlaczego jesteś
dla niego taka miła?
- Um... Miałam czas by go lepiej poznać, - odpowiedziała. - Plus, wiem coś czego wy nie
wiecie.
- Ale dlaczego ty wiesz a ja nie? - znów Ron.
- Nie specjalnie, przysięgam, - powiedziała przepraszającym tonem. - I obiecałam, że nikomu
nie powiem.
- I dobrze że nie powiedziałaś. - dodał Draco pod nosem.
Znów siedzieli w ciszy. Nikt nie wiedział co powiedzieć w nieoczekiwanej sytuacji. Nagle
Draco poderwał się na nogi i wziął aktówkę.
- W końcu! - powiedział i podszedł do drzwi, które, niespodziewanie dla wszystkich,
otworzyły się.
- Najwyższy czas, - mówił. - Siedzę tu... - gwałtownie przerwał i ludzie na klatce usłyszeli jak
coś ciężkiego ląduje na podłodze.
Od kiedy Draco wszedł do mieszkania i nic nie widziała, Hermiona poderwała się i podeszła
do drzwi, troje Weasley’ów za jej plecami. Kiedy zajrzeli do środka, Hermiona uśmiechnęła
się a Weasley’owie po prostu gapili się zdumieni.
Harry opierał się o drzwi i patrzył się na Draco. Miał na sobie zwykłe niebieskie dżinsy i
szarą koszulkę. Uśmiechał się a jego oczy błyszczały za małymi, markowymi okularami.
W środku, pokój, bardzo ładny i przytulny, był przystrojony dużą ilością balonów i konfetti,
które wybuchały co chwilę deszczem kolorowego papieru i wstążek.
- Co to jest? - wykrztusił Draco. - Czemu... święta są w przyszłym miesiącu, co ty robisz?
Harry uśmiechnął się. - Dray, masz straszną pamięć. Co dzisiaj za dzień? - Para była
najwidoczniej nieświadoma czwórki ludzi stojących przed drzwiami, patrzących na nich w
zdumieniu.
- Czternasty listopada. Harry, co się dzieje? - wydawało się, że Draco jest kompletnie
zdezorientowany. - Co ma za znaczenie który dzisiaj? Jest prawie szósta, wszyscy
Weasley’owie zaraz się pokażą.
Harry był skonsternowany. - Naprowadzę cię. Co się wydarzyło pięć lat temu?
- Byliśmy na siódmym roku, co z tego?
- Dray! - Harry brzmiał żartobliwie zirytowany. - Nie wpuszczę cię do środka dopóki na to
nie wpadniesz!
- Dlaczego Harry mówi do Malfoy’a ‘Dray’? - szepnął Ron do Hermiony, nieświadomy co
robi.
- Och, zobaczysz, - zachichotała. Wydawała się jedyną osobą która wiedziała co się dzieje.
Draco, w międzyczasie, przyglądał się poważnie Harry’emu. - Czternasty brzmi znajomo.
Czemu mi nie podpowiesz?
Harry wzruszył ramionami i uśmiechnął się figlarnie.
Czy to ma coś wspólnego z naszą rocznicą? Ale jesteśmy razem dopiero trzy lata od kwietnia.
- Zbiorowe zachłyśnięcie się powietrzem ze strony Weasley’ów. - Czy to jedna z tych twoich
walk o których zawsze zapominam? - Harry potrząsnął głową i Draco zrobił krok w jego
kierunku. - Musisz mi chociaż powiedzieć czy jestem ciepło.
- Och jesteś gorący, ale to nie ma z tym nic wspólnego. - Ron stwierdził, że to było
obrzydliwe.
- Dobra! - Draco podniósł ręce do góry. - Poddaję się! Nie mam zielonego pojęcia o czym ty
mówisz!
Harry oderwał się od drzwi. - To dzień w którym przyszedłeś do mnie i powiedziałeś
przepraszam. - Draco wciągnął powietrze, zaskoczony. Nagle, jednym krokiem pokonał
odległość dzielącą go od Harry’ego i zarzucił ramiona wokół Harry’ego, który, z kolei,
przyciągnął go do siebie. Chwilę później Harry uniósł głowę Draco i pocałował go prosto w
usta.
Tak zastała ich reszta rodziny Weasley’ów - w drzwiach mieszkania, całujących się jakby nie
było jutra.
Ale w końcu przerwali i Draco lekko się zarumienił kiedy spojrzał na ludzi stojących przed
drzwiami.
- Um... - powiedział. - Może wejdziecie?
***KONIEC***
1
... [ Pobierz całość w formacie PDF ]