Klątwa M1, Pisadła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Opowiadanie żenuły i żalówy, kicz .
Czyli jak napisać opowiadanie, niczym dziecko z podstawówki.
Zabrze zawsze miało w sobie coś, co intrygowało ludzi, a szczególnie turystów lub tych, którzy byli tam przejazdem. Moi znajomi opowiadali mi, że czasami można poczuć się tam nieswojo, jednak miałem wrażenie, że to tylko ich subiektywne odczucia po wypiciu alkoholu…
Dwa tygodnie temu pojechałem z kolegą do centrum handlowego w Zabrzu – M1. Miałem kupić prezent dla koleżanki na osiemnastkę. Pomyśleliśmy, że wybierzemy go razem, bo wiadomo – trudno kupić prezent dla dziewczyny.
Była sobota, więc wszystkie sklepy były otwarte. Poszliśmy z Pawłem do Maca na shake’a waniliowego, a później krążyliśmy ponad godzinę w poszukiwaniu odpowiedniego upominku.
Zmęczeni, z wypełnioną torbą prezentową poszliśmy na przystanek autobusowy. Wcześniej wypaliłem ostatniego papierosa z paczki. Patrzyliśmy w chmury i wdychaliśmy pierwszy zapach wakacji od dziesięciu miesięcy. Wokół, nawet na samym przystanku, nie było żywej duszy. Następny autobus miał przyjechać za 20 minut. Nie chcieliśmy czekać, chwilę postaliśmy na przystanku. Nagle zobaczyliśmy, że koło nas przejechał darmowy autobus, specjalnie dla klientów M1.
Zatrzymywał się trochę dalej, więc musieliśmy biec, aby na niego zdążyć. Wsiedliśmy – w środku był spory tłok. Zaczęliśmy gadać, szczęśliwi, że możemy wrócić do domu i spokojnie pooglądać mecz pijąc piwko.
Paweł uświadomił mnie w pewnym momencie, że autobus skręcił w złym kierunku… po paru minutach powiedział, że zajechaliśmy w jakieś pole i że był tu kiedyś, sam, przestraszony, bo wysiadł na złym przystanku. Podobno w tym miejscu nie było prawie ludzi. Poczułem, że ogarnia mnie dreszcz niepokoju.. Jednak już po chwili wjechaliśmy z powrotem do miasta. Odetchnąłem z ulgą mając nadzieję, że nie widać tego po mnie.
Spoglądałem, już zmęczony tą podróżą, za okno. Zabrze rzeczywiście, jako miasto, nie miało pozytywnej energii. Wyglądało na zaniedbane i zanieczyszczone. Dzieci bawiły się same na brudnych podwórkach starych, ceglanych domów. Bieda.
Po jakimś czasie autobus znów skręcił w złą stronę. (i tu nuda powiewa).
Teraz wiedzieliśmy, że prawdopodobnie jedzie znowu do M1… słysząc „M1” w ustach Pawła dostawałem już mdłości. Nie za dobrze znoszę podróże autobusami, więc jak najszybciej pragnąłem znaleźć się na zewnątrz. Miałem nawet pomysł, aby wysiąść na jakimkolwiek, najbliższym przystanku. Jednak nie przyznałem się, ponieważ żal mi było kolegi. (kolegi ja nie mogę, ale żal xD).
W autobusie było już prawie zupełnie pusto. (haaa, to teraz orgia!... tak, to psuje nastrój, którego i tak nie było xD)…
Paweł też czuł się znudzony (lolololol), jednak po paru minutach już byliśmy z powrotem pod M1. W tym momencie zerwaliśmy się do drzwi… ale coś było nie tak.
Otworzyły się wszystkie drzwi prócz tych, przy których staliśmy my. Wzięliśmy to za czysty przypadek i pobiegliśmy do następnych, ale zatrzasnęły nam się przed nosem… Ludzie wsiadali z innych stron, ale dziwnym trafem, my, przestraszeni do granic możliwości, utknęliśmy w tym autobusie… Wydawało się, że kierowca złośliwie nie chce nas wypuścić. Przemknęła mi przez głowę myśl, że może chciał nas ukarać za to, że za darmo urządziliśmy sobie wycieczkę po Zabrzu. Było to jednak dość niedorzeczne. Autobus ruszył, ponownie… Ludzie przyglądali nam się sceptycznie, jakby widzieli nasze usilne starania, aby wydostać się na zewnątrz…
-Słuchaj, pogadajmy z tym kierowcą, to jakiś maniak… - powiedziałem Pawłowi, zlany zimnym potem.
-A może to przypadek? Skąd wiesz? Chcesz niewinnego człowieka posądzać?
-Jakie posądzanie? Chcę zapytać, nic w tym złego… To nie jest śmieszne, chcemy się stąd wydostać, nie?
Paweł wzruszył ramionami i oparł się plecami o szybę. Podszedłem do kierowcy. Z jego „budki”, czy jak to nazwać… (hehe…) unosił się jakiś dziwny zapach. Nie były to papierosy, ani alkohol, tylko coś o wiele bardziej odrzucającego… Facet odwrócony był tyłem, na głowie miał czapkę z daszkiem, nie było widać jego twarzy nawet w lusterku u góry. Było w nim niewątpliwie coś dziwnego, już od samego początku.
-Przepraszam? Czy jest możliwość, żeby nas pan… - w tym momencie kierowca zaczął się odwracać, a ja instynktownie odsunąłem się dwa kroki do tyłu… dalej była już barierka. Czułem, że nie chcę widzieć jego twarzy, coś z nim było nie tak. Lecz mimo wszystko patrzyłem jeszcze, jak odwraca się powoli… zobaczyłem w końcu, że jest owinięty jakimś materiałem, a na oczach ma czarne okulary. W tym momencie jeszcze dotkliwiej zaczęło śmierdzieć. Przerażony pobiegłem do Pawła.
-Słuchaj, z tym kierowcą jest źle… ja nie wiem, co mu jest, to, to… to… - trząsłem się z przerażenia.
-A jak ma być z nim? – Paweł mówił spokojnie, jak zahipnotyzowany. (hyyypppnoooza :D).
Rozejrzałem się po autobusie, wszyscy wyglądali, jak Paweł. Zorientowałem się, że są pod wpływem jakiegoś środka chemicznego i po chwili sam poczułem się senny i odrętwiały. Coś było w tym autobusie. Coś coraz bardziej cuchnęło… coś, co znajdowało się pod tą szmatą zakrywającą „twarz” kierowcy… jego ciało. Tak, to on śmierdział. Gdy dotarło to wreszcie doi mnie, padłem na podłogę…
Obudziłem się dopiero po jakimś czasie, jako pierwszy. Miałem dużo szczęścia, bo było jakoś ciemno, więc była nadzieja, że facet-zombie, jak zacząłem go nazywać w myślach, nie znajdzie mnie tak szybko. Podświadomie wiedziałem, że on chce czegoś od nas wszystkich, a już na pewno, że chce nas skrzywdzić w jakiś sposób… (hahahhahahahhahahhaah)
Zobaczyłem, że na końcu autobusu zapaliło się światło latarki. To był kierowca, zbliżał się do mnie… z podświetloną „twarzą”.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]